chłopaki

chłopaki

środa, 4 lutego 2015

Przedostatni

     Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, to za niespełna dwa tygodnie będziemy w Lublinie. Kolumbowie po raz pięćdziesiąty piąty :P. No a potem to się dopiero zacznie, bo od marca zaczynam "karyjerę w stolycy", a chłopaki moje ukochane rezydować będą u moich rodziców. Ile - to się jeszcze okaże, jak już cokolwiek przekonam się jakie są moje szanse na stałe zatrudnienie. W każdym razie letko nie będzie.
     Tymczasem we Wrocku życie płynie jak gdyby nigdy nic. Praca nieprzerabialna, dzieciaki niewychowywalne, siły witalne nieregenerowalne, złe nawyki niereformowalne... No niestety tradycyjnie przemawia przeze mnie zmęczenie, ale to pikuś. Każdy ma swoje ciężarki życiowe. Moich nie zamienię na żadne miliony.

     Franek zaczyna gadać pojedyncze słowa, i to czasami nawet można go zrozumieć. Najbardziej podoba mi się, jak w jakichś spornych kwestiach próbuję z nim pertraktować, np: po (jak zwykle) przedwczesnej pobudce ok. 6 rano trzeba młodzieńcowi zrobić picie. Problem w tym, że do tego potrzebne są na ogół 2 ręce, więc trzeba młodziana postawić na podłogę. No ale jak to tak rano i prosto z rąk na podłogę!?! I w ryk. A umie chłopak głośno i żałośnie że hej. Próbuję więc młodzieńcowi przemówić, żeby był ciszej, bo Jasio śpi itp, że musi chwilę postać bo inaczej nie zrobię mu picia. I czasem nawet w tym swoim płaczu zerknie na mnie i niby nawet słucha, przycichnie nieco, więc pytam "postawię cię teraz na chwilkę, dobrze?"Chwila ciszy, skupiony wzrok i dzielne wyraźne "TA!". Pełna wiary w jego świadomą zgodę stawiam więc dziecię na podłodze.... no i jeszcze gorszy ryk :D. Takie to mamy własnie porozumienie międzypokoleniowe.
     Franio bardzo lubi oglądać książeczki, a to co zazwyczaj najbardziej go w nich interesuje, to (zupełnie jak Jasia, jak był w jego wieku) numery stron, lub duże literki. Zabawne jest to, że cyferki zwykł wymawiać z lekką angielską naleciałością, np:

3 - frii!
4 - pooor!
8 - ejti ejti!
9 - naj naj naj!

Inne "słowa":

au - każdy zwierzak
Jaji - Jasio
baji - bajki
pi - picie
apu - jabłko (i tak naprawdę każdy inny owoc) - tak tak, to też mamy angielszczyznę...:)
tam - tam

     Jasio rośnie jak na drożdżach. Fajnie już czasem można sobie nawet z nim pogadać. Ostatnio zapytałam go z zaskoczenia o to, czy chciałby pójść do przedszkola:
- Nie, bo tam nie ma rodziców.
- Ale rodzice tam by cię zaprowadzili i z tobą troszkę na początku pobyli. A poza tym, jest tam też pani przedszkolanka, i dużo innych dzieci i zabawek, z którymi mógłbyś się bawić.

chwila ciszy. Nie wiem, czy młody w ogóle mnie słuchał, czy kminił jakby to wejść bokiem na oparcie wersalki.

- A Franio też tam będzie?
- Myślę, że tak, ale być może w innej grupie na innym piętrze. To jak, chciałbyś?
- Tak! Bo tam będzie Franio i pani przedszkolanka i inne dzieci i zabawki!

     Jaś też już nie może się doczekać wyjazdu do Lublina. Cieszy się, że jedzie do babci i dziadka, no i że tam jest winda :) ( to są dopiero priorytety). Jakiś czas temu nawet jak mu opowiadałam jakąś wymyślaną na poczekaniu pseudobajkę, zażyczył sobie, że ma na polanie, na którą poszła literka "O" ma być dziadek Wacek! To niesamowite, jak wiele zostaje jednak w takiej małej główce po takim czasie.


Jako że nie posądzam się już raczej o wyprodukowanie kolejnego wpisu we Wrocku, wstawię fotę pożegnalną pt: 



                                                 Braciszki ze skajtałerem w tle