Po takiej
przerwie nie wiadomo od czego zacząć. To może nie będę zaczynać, ani próbować
czegokolwiek nadrabiać, tylko napiszę tak po prostu o teraźniejszości, o dniu
dzisiejszym i okolicznym.
Od jakiegoś czasu
jestem taką połowiczną słomianą wdową, bo (wiem wiem, pośmiejcie się :P)
planujemy kolejną relokację. Nie będę w tym miejscu oddawała się tłumaczeniom
dlaczego, ale najkrótcej rzecz ujmując – stolica chyba nie jest nam pisana.
Dlatego chcielibyśmy wrócić tam, gdzie tak naprawdę czuliśmy się najlepiej, i –
gdzie serce nadal wzywa – do Wrocławia. Co z tego wyjdzie i kiedy – nie wiemy.
Jedyne co wiemy, to że musimy uzrbroić się w cierpliwość, bo cała logistyka z
tym związana, to nie jest przysłowiowe hop-siup.
Jasiek lada dzień
będzie certyfikowanym sześciolatkiem. Jest już z nim o czym podyskutować, i
często dyskusje te wymagają na nas nielada gimnastyki intelektualno-twórczej.
Na przykład teraz, przy kładzeniu spać (pozwalam Jaśkowi ostatnio czasami
zasypiać w dużym pokoju, włączam wtedy w tv cichutko jakiś muzyczny kanał w
stylu lat 80...). No i dzisiaj akurat leci sobie DJ Bobo „It’s my life”. Kochani
równieśnicy.... jak tu nie oddać się na chwilę sentymentalnemu wspomnieniu lat
dziecięcych, lekko przedmłodzieżowych, kiedy to co roku jeździło się na kolnie J. DJ Bobo, 2 Unltimited, Ace of Bace
przeplatane Metallicą, Guns and Roses i The Scorpoins... Nie wierzę, że ani
jednemu z Was na wspomnienie niektórych kawałków nie mięknie kawałek serca
szepcząc „a to serio minęło już bezpowrotnie....?”.
Nie. Nie zgadzam
się. Jest taki fajny kawałek Chonanibe „duże dzieci”. Z całego serca polecam do
weekendowych rozkmin. Aha, no tak, zapomniałam wspomnieć, że od tej pory to już
nie jest blog dzieciowy. To będzie po prosu mój blog. Dzieciaki jak najbardziej będą jego częścią,
ale jeśli mi się zamani wrzucić tu pazury, albo najnowszy przepis w stylu
Fuison Madzi, to się nie zawaham. Może dzięki temu frekfencja wpisów odżyje...
No ale wracając
do tematu. Przypomniały mi się kolonie. I zaczęłam Jaśkowi opowiadać co to tak
naprawdę jest. Po wysłuchaniu moich opowieści, odpowiedziach na kilka
kluczowych pytań w stylu „czy te dzieci które bardzo tęsknią mogą wrócić do
domu po 7 dniach?” oświadczył: Tak, chciałbym pojechać na kolonie. Ale dopiero
jak będę miał 8 lat. Punto.
Franek. 4,5 roku.
Bomba do przytulania. Charakterny, z apetytem. Nie lubi nudy, potrafi cieszyć
się jakąkolwiek pogodą. Tak wiele czerpie od Jaśka, i tym samym tak wiele
dający mu w zamian. Obaj są tak różni, a tak cudownie że są obaj, razem. Leją
się czasami, bywa że na serio ze złością, na ogół jednak w żartach, jak bawiące
się szczenięta.
No ale dobra, i
tak nie łudzę się, że uda mi się cokolwiek więcej treści ując w pierwszym wpisie
po.... o kurde po 9 miesiącach!!! Tymczasem, natenczas będzie tyle, bo matka
jeszcze jakieś „stranger things” ma ochotę pooglądać. Byle tylko jutro dali
pospać. Niech sobie całe miasto zbudują dookoła mojego łóżka, ale niech dadzą
pospać. Do ósmej...
Pokój!
A tutaj, wbrew temu co za oknem... cudowne wspomnienie wakacji :)
Cudowne wspomnienie wakacji ciąg dalszy. Nie ma to jak fasolka szparagowa na werandzie RedLionowego domku numer 1 :)
Kontunuacja korzystanie z lata, tym razem w Zemborzycach z Leonem i Nikodemem:)
A tu nad Wisełką :)
Podczas tegoż samego spaceru...
Lublin. Bo najlepiej jak Babcia czyta. I jeszcze lepiej jak w jej pieleszach :)
Braterskie odmienne stany :)
Z Siorą Alą, w Kazimierzu:)
Nie znam tych dzieci... takie jakieś na przystanku porzucone :P
Brakuje tylko jajka na twardo i pęta "aromatycznej" kiełbasy :)
...no przecież pisałam że to już nie jest blog dzieciowy :D. To Sylwucha moja!
Gofry lubelskie :)
Poczta, też lubelska:
Deptak...zgadnijcie jaki. No pewnie że lubeski! Pięknie jest!
Stare miasto. Zawsze mam sentyment do ulicznych "artystów". Ciekawe dlaczego :)
Ogród Saski, Lublin. Zarąbisty plac zabaw. Polecam:)
Renesans na Francuskiej :P (to z dzisiaj akurat).