chłopaki

chłopaki

niedziela, 29 listopada 2020

Wigilia 9. urodzin Jaśka

     Jutro dziewiąte urodziny Jasia. Z jednej strony bardzo odległe wydają mi się wspomnienia z pierwszych dni, miesięcy, lat naszego wspólnego życia. Z drugiej – chwila moment, przecież dopiero co chodziłam z wielkim bambołem poszatkowanym rozstępami, szczerze przekonana, że poprasowane i złożone kolorystycznie w kosteczkę ubranka, kupiony na ówczesnej tablicy i wyszorowany dokładnie wózek, skrupulatna lektura „Ciężarówką przez 9 miesięcy”, oraz entuzjastyczne uczestnictwo w szkole rodzenia świadczą o moim przygotowaniu do nowej życiowej roli. Tydzień później, jadąc do domu ze szpitala obok Jasia w foteliku samochodowym wyłam na wspomnienie porodu, opieki poporodowej, wymęczona nową sytuacją, wciąż płaczącym noworodkiem, którego nie potrafiłam uspokoić. Jak to, przecież wszystko wiedziałam w teorii. Wiedziałam też, że dziecko zmienia życie. Dlaczego więc na myśl, że jest piątek, zaczęłam jeszcze gorzej wyć z żalem do świata że „teraz tak już będą wszystkie moje piątki wyglądały…”. Mam problem z pisaniem o moim samopoczuciu w tamtym czasie, bo wiem, że dla wielu coś takiego jak depresja poporodowa jest tylko wymysłem durnych bab, co to powinny Bogu dziękować za to że je takim szczęściem obdarzył, a nie się mazać. Przecież kobieta jest do tego stworzona, i jak urodzi, to się jej takie hormony w ciele produkują, że nic tylko rzygać tęczą – nieważne ile godzin/minut w jakiej pozycji przespała, jak bardzo bolą ją plecy od nachylania się nad noworodkiem którego z jakichś dziwnych przyczyn (o których nie mówili na szkole rodzenia) nie udaje się tak łatwo przystawić do piersi, nieważne kiedy i co ostatnio jadła, bo w szpitalu po porodzie dali barszcz i mielonego z burakami mówiąc „lepiej pani tego nie je, bo będzie dziecko płakać”. Niestety, ja do rzygających tęczą nie należałam. Mazałam się okrutnie. Długo. To nie był dwutygodniowy baby blues.

     Na szczęście jest to za nami. Teraz trochę jakby z niedowierzaniem patrzę na nasze pierwsze zdjęcia, że pomimo tych niełatwych klimatów jakoś daliśmy radę. Oczywiście czasem zastanawiam się, jak bardzo moje smutaśne humory wpłynęły na osobowość Jasia. Czy to przeze mnie jest typem nieco nadwrażliwego rozkminiającego indywiduum, czy miał już do tego predyspozycje pływając w moim brzuchu? Pewnie po trosze tego i tego. A może właśnie dzięki temu. Jest sobą, jest pochodną dwóch niezbyt normalnych osób, więc gdyby nie był trochę do nas podobny, znaczyłoby, że podmienili go w szpitalu. A Jasiek jest nasz z całą pewnością.

     Wysoki (154 cm) szczupły chłopak, z takim samym zadziorem na grzywce, jaki mam ja i mój brat. Niebieskie oczy, zgrabniutkie długie paluszki u rąk i stóp. Ząbki jak łopaty z perspektywą na leczenie ortodontyczne (ps. – czy ktoś z Lublina ma do polecenia ortodontę na NFZ?) No tak ogólnie ładny chłopak myślę, a Tomek mówi, że też fotogeniczny. Bardzo lubi rysować – czasami są to mapy gier, które aktualnie są u niego na topie (często z ruchomymi elementami) ale rysuje też totalnie abstrakcyjne obrazy, jak np. skarpetkolandia. Wśród swoich – wygadany/oscylujący na granicy bezczelności, w tłumie raczej cichy, niezbyt wyrywny do „walczenia o swoje i rozpychania się łokciami”. Straszliwy łasuch słodyczowy; w kwestii jedzenia „normalnego” ma swoje fanaberie w stylu „nie jadam ziemniaków” (za to wsuwa frytki i placki ziemniaczane), lub „kurczaka to ja nie jem” (nuggetsy za to jakimś cudem wciąga jak małpa kit). Nie lubi nic zanadto zmieszanego bądź zmielonego, zajada się natomiast czarnymi oliwkami i kiełbasą wiejską. Co wieczór rytualna szklanka mleka, prawie jak Leon zawodowiec. Jajek nie lubi, „bo dawno nie jadł”. Przeraźliwie boi się widoku krwi, brzydzi się nawet swoich glutów; mocno niepokoją go obrazy w stylu trzyoki potwór, bądź osoba bez obu nóg. Bałaganiarz jakich mało. Dzisiaj na ten przykład rozłożył wszystkie komiksy na podłodze koło kibelka, bo szukał jakiegoś konkretnego. Zebrać je z powrotem? „Zapomniałem”. W szkole radzi sobie fajnie, pomimo tego, że nie jest z tych wyrywnych. Wiadomo, każdy rodzic chciałby, żeby jego mądre dziecko błyszczało inteligencją, aktywnością i umiało walczyć o swoje, przy okazji będąc zabawnym, koleżeńskim i asertywnym, ale nie potrafiłabym nauczyć dziecka tego, z czym sama miałam (i mam) problem. Niech będzie sobą, bo jest cudowny jaki jest. Ze wszystkimi swoimi wygłupami w stylu pierdzenie pachą, niespodziewanym wydawaniem durnych wkurzających dźwięków, fochami za to że „a z Frankiem to leżałaś dłużej”, marudzeniem, że „tyyyyle roboty jeszcze do zrobienia” (gdy ma sprzątnąć rozwalone przez siebie lego i masę kart piłkarskich, bo inaczej nie ma jak rozłożyć łóżka), albo że „ta zupa to jakoś mi nie bardzo smakuje, bo tam dużo w niej pływa różnych rzeczy”. Cały Dżony 😊

Jasiek, z okazji Twoich urodzin prze wszystkim dziękuję Ci, że jesteś. Życzę Ci, żebyś nigdy nie chorował, żebyś zawsze miał czas, chęć i możliwości do realizowania swoich pasji. Żebyś nigdy nie przestał dążyć do spełniania swoich marzeń, żebyś miał prawdziwych przyjaciół, wspólne z nimi przygody, żebyś kiedyś znalazł prawdziwą miłość. Bądź sobą Synu 😊

Mam nadzieję, że moim codziennym ględzeniem nie sprawię, że przestaniesz chcieć ze mną rozmawiać. Obiecuję, że codziennie będę próbować nie być jedynie taką glendułą.

Kocham Cię z całego serca.


Jaśkowe zdjęcia zebrane (niechronologicznie)