Witam w nowym zakątku internetu, w którym postaram się kontynuować minikronikę naszej rodzinki. Dzisiaj będzie krótko, z uwagi na nowe narzędzie pracy, niezbyt wygodną pozycję pisania, chwilowy brak dostępu do zdjęć, oraz permanentny ból pleców. Wiem wiem, tylko winny się tłumaczy. W ciągu ostatniego miesiąca wydarzyło się wiele. W sumie to możnaby powiedzieć, że był to okres prezentowy. Zaczęło się urodzinami Jaśka (dalej ciężko mi uwierzyć, że MAM DWULETNIEGO SYNA). Była impreza dzieciowa z balonami, papierowymi czapeczkami, czymś na kształt tortu i świeczkami-samochodzikami. Najpierw chciałabym pochwalić rodziców dzieci-gości za dzielne wytrwanie na 'polu walki' pomimo wszechobecnego chaosu, hałasu i średnio sztywnej atmosfery wynikającej ze słabego stopnia zażyłości :-) Kto wie, może jeszcze 2-3 kinderbale w tym samym składzie i będzie nieco swobodniej. Jasio dostał całą masę wspaniałych prezentów, i zniósł to bardzo dzielnie (tylko ci znający wrażliwość mego pierworodnego będą rozumieć dlaczego dostawanie prezentów należy znieść:). W przeddzień imprezy próbowaliśmy go nauczyć dmuchania świeczek i ogólnie mówiliśmy mu, co będzie jutro i co się będzie działo. Mimo to przyznam, że byłam w szoku, jak w ów dzień urodzin rano, zapytany czy wie, co dzisiaj jest zaczął demonstrować dmuchanie i mówić 'Ala, Ygy' (Ygy to Iga:). Łatwo jest wpaść w koleinę myślową, że jeśli ktoś nie umie mówić po naszemu, to nas pewnie też nie rozumie...No ale miało być krótko.
W każdym razie Jaś się rozwija. Powtarza, a może raczej próbuje powtarzać coraz więcej słów. Ubaw nieziemski, bo o ile DUDA DY SA faktycznie moooże czasem przypominać BUDA DLA PSA, to nikt z nas nie odkrył jeszcze jaka pozaziemska siła sprawia, że CZERWONY w wydaniu Jasia pozostaje niezmiennie KIHO (akcentowane na O).
Ok, sorry Winnetou, ale naprawdę muszę przerwać. Postaram się wrócić jak najszybciej.
Peace:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz