Nie od dzisiaj
wiadomo, że chłopcy są różni. Jasiek chyba od początku nie
łaknął zbytnio kontaktu fizycznego. Za czasów niemowlęcych
wymagał wprawdzie uporczywie dygania na rękach (przy usypianiu),
ale nie zachowywał się nigdy jak taki typowy reklamowy bobas, który
chichocze jak go łaskotać po brodzie. Z czasem, gdy złapał już
jako taki kontakt z rzeczywistością i żyjącymi w niej członkami
rodziny, zaczął – i owszem – korzystać sporadycznie z uroków
takiego właśnie fizycznego kontaktu z tymi stworzeniami. Np.
smyrany po stopie zawiesza gdzieś tępo wzrok i unieruchamia jakoś
tak dziwnie nóżkę, byleby tylko ta nie oddaliła się od źródła
głaskania. Drapanie po pleckach też dzielnie znosi leżąc
nieruchomo, byleby tylko głaszcząca ręka się gdzieś nie
omskła...:) Jako że ja sama mam bardzo fajny klimat jeśli chodzi o
takie mamine głaskanie, myślę że fajnie byłoby, żeby chłopakom
również nie zabrakło takich właśnie tulanek i głaskanek. No ale
jedna rzecz to łaskotanki przy zabawie (Jasiek uwielbia „pierdzenie”
na brzuchu), a inna to ten kontakt fizyczny jako ukojenie w bólu,
strachu itp. Dla mnie to do tej pory jest niesamowite, jakis
megakosmiczny cud natury. Rypnie się dziecko w szafkę, wyje jak
zacinany świniak, łzy jak grochy lecą po policzkach. Bierzesz
takiego delikwenta w objęcia, przy odrobinie szczęścia skupi się
na tyle, żeby odpowiedzieć pokazaniem palca na pytanie „co
boli?”, dajesz magicznego buziaka, przytulasz, i pytasz: lepiej
już? – Lepiej (chlip chlip...). I za chwilę (jeśli oczywiście
kontuzja faktycznie nie należała do poważnych) dziecko biegnie z
powrotem do swojej zabawy z uzdrowionym kolanem/łokciem itp. Lub –
jeśli proces pocieszania był zbyt krótki – słyszysz to (jak dla
mnie) rozkładające na łopatki: Mamo, citulac... (przytulać). Jaś
jest Tulaśny. Jeśli coś się dzieje, czuje się zagrożony,
zmęczony lub odczuwa jakiś inny trudniej diagnozowalny stan jaśkowy
– potrzebuje przytulania. Czasem wystarczy mu nawet ubranie
któregoś z nas (kontynuacja niomkania). Ostatnio w kościele prawie
zadarł mi do brody kieckę, którą sobie właśnie
przytulał/niomkał. Jakieś dwa tygodnie temu przetańczyłam z nim
2 razy przytulańca „biały miś” trzymając go na rekach.
Fran jest nieco
inny. Już od maleńkości ulubił sobie buziaki. Nie raz, nie pięć,
zdarzyło się, że uśpiłam go właśnie „zacałowując” –
gdzieś po policzku, po brodzie, za uszkiem. Za każdym razem chłopak
praktycznie nieruchomiał i pokornie „oddawał” się pieszczotom
matki. A matka swoje szczeniaki wąchać i obcałowywać lubi oj
lubi... Cud natury. No i to jest właśnie to freakowe uczucie, o
którym aż głupio mi pisać, bo pewnie nie każdy zrozumie (ale ja
napiszę, bo chce zapamiętać:) Zapach dziecka. I nie chodzi mi
tutaj o wymytą w emolientach, nasmarowaną oilatumami i johnsonami
pupkę noworodka. Nie o dziecięcy szamponik i hipoalergiczny płyn
do prania bielizny niemowlęcej. Nie kochani. Mówię o tym zapaszku,
który się kryje pod bródką/za uszkiem dziecka. Jedyna w swoim
rodzaju mieszanka zbierajacej się tu i ówdzie płynącej
hektolitrami śliny, resztki śniadania/obiadu tudzież innych
smakołyków, niemowlęcy pot wyciskany przez 30-stopniowe upały –
wszystko to związane tym jedynym jego własnym indywidualnym
zapachem skóry. Uwielbiam. Najchętniej bym zabutelkowała i sobie
trzymała perfuma na pamiątkę. Dla kogoś to śmierdzący brudny
bobas, dla mnie niepowtarzalny zapach stanowiący uzupełnienie mnie
samej. No ale wróćmy do tematu. A więc Jasio Tulaśny, Franio
Caluśny. Tak, bo młodszemu zamiłowanie do bycia obcałowywanym
pozostała. Na dzień dzisiejszy to, co go utula w codziennych
przykrościach to właśnie buziaki – głównie w czółko. Tak się
nawet śmiesznie wyuczył, że jak się mu mówi „daj buziaka”,
to się nachyla i wali cie centralnie czołem w usta. I jeszcze raz,
i jeszcze i jeszcze, mogłby tak bez końca. I ja też J I to by bylo
na tyle ze zwierzeń atawistycznych :P
Chłopaki zrobili
wjazd na dzielnię teatralną, tzn. krzywy plac zabaw (Ps. Pamiętacie
przemowę Jaśka przy jednej z kuleczek?)
Franek na przemowę
się nie silił... Próbował jednak usilnie...
.... podnieść
kuleczkę :)
Pozostając w
klimacie podnoszenia ciężarów...
A teraz kadr z serii
"dziecko na nocniku + flamastry"
Moje Eleganty :]
123*