Ileż to razy ach ileż wymądrzałam się jako młodociany podlotek będąc na 1000% przekonaną o swojej racji... Ile razy próbowałam wymusić coś na rodzicach (lub też dziadkach) nie rozumiejąc (i nawet chyba nie próbując zrozumieć) ich punktu widzenia. Punktu widzenia osoby z o niebo większym doświadczeniem przeżytych lat. I chociaż wiem, że żebym nie wiem jakim pozłacanym capslockiem tutaj niewiadomo jakie mądre i doniosłe zdania napisała, to za te 30 lat najprawdopodobniej moi chłopcy też będą mieli (oby) podobną refleksję. Nie wcześniej. Wcześniej będą tak samą mądrymi, przekonanymi na 1000% o swojej racji młodocianymi podlotkami. Taka jest kolej rzeczy.
No ale jako że teraz przyszła kolej na mnie, tako powiadam:
RODZICE NAPRAWDĘ MAJĄ RACJĘ
Jak jesteś gówniarzem i chcesz wymusić na rodzicach zakup/adopcję słodkiego pieska, a rodzice ci mówią "absolutnie nie, bo pies to ogromny obowiązek" - TO MAJĄ RACJĘ!!! Sama wielokrotnie wymuszałam anektowanie do domu stworzeń żywych wielorakiego pochodzenia, które jakoś to uchodziło płazem, (w końcu z chomikiem czy innym szczurkiem wcale nie ma tak dużo roboty (poza tym nieboże żyje w porywach do lat trzech, więc problem "rozwiązuje się" stosunkowo szybko). W przypadku psa wyjątkowo długo stawiali opór. Koniec końców w totalnie hardcorowy sposób praktycznie postawiłam biednych rodziców przed faktem dokonanym i sprowadziłam do domu zabiedzoną psią sierotę ze schroniska. Brilliant! Po długiej wojnie została psina z nami pod warunkiem, że w razie mojej wyprowadzki powędruje ze mną. I takoż się stało. Tuła się więc teraz z nami biedne głuche już psisko, które niestety - szczerze mówiąc - przy dwójce małych dzieci jest... (w tym miejscu przepraszam wszystkich pro-zwierzęcych oraz siebie sprzed 10 lat) piątym kołem u wozu. I Bóg mi świadkiem, że jak za kilka lat chłopaki zaczną mi smędzić o psa, to powiem dokładnie to samo, co moi rodzice kiedyś: "absolutnie nie, bo pies to ogromny obowiązek".
Jak jesteś gówniarzem, i nie chce ci się uczyć, czytać lektur, a rodzice ci mówią, że "czas szkoły to najfajniejszy czas w twoim życiu i że prawdziwie nieprzyjemne obowiązki zaczynają się jak się jest dorosłym" - TO MAJĄ RACJĘ!!! Wiecie ile bym dała, żeby móc znowu mieć lekcje od 8:20 do 13:50, podczas których za darmo uczyłabym się matematyki lub francuskiego, a popołudnia mogłabym wypełniać czytaniem książek, nauką i tańcem? Teraz (a mam dopiero 31 lat) jestem tak urąbana po pracowo-dzieciowym dniu), że muszę bardzo rygorystycznie wybrać, czy resztki sił, które szacuję na maks. godzinę poświęcę na podzielenie się z Wami moją życiową refleksją, czy też przeczytam kilka stron "wrażliwego dziecka". Obu rzeczy nie dam rady. Jutro wieczór? Nie ma bata - trzeba przecież też czasem coś ugotować/posprzątać/uprać itp.
Jak narzekasz, że masz pryszcze, jesteś za gruby/za chudy, włosy się źle układają i po wf-ie boli cię noga, a rodzice uśmiechają się między sobą porozumiewawczo albo mówią, że "to tylko szczegóły, nad wszystkim można popracować; jesteś młoda/y i piękny. Prawdziwe kłopoty z ciałem zaczynają doskwierać jak się jest dorosłym" - TO MAJĄ RACJĘ!!! Fakt, ostatnio mocno zaniedbałam swoją kondycję, ale już mając 27 lat na tańcach mocno dokuczało mi kolano. (BTW - niedługo chciałabym wrócić do kicania, ale szczerze mówiąc szczerze wątpię, że moje kolano wytrzyma jakiekolwiek bouncowanie...). Zaczynam odczuwać, jak ciężkostrawne może być jedzenie, jak bardzo ciśnienie wpływa na poziom moich sił, jak (pomimo tego że zawsze byłam rannym ptaszkiem) ciężko jest się zwlec rano w łóżka "do roboty", lub jak nawalają plecy po całym dniu normalnego funkcjonowania. Nie mam siły na imprezowanie - każda ostatnia próba zabalowania gdzieś dłużej kończy się zawlekaniem do domu opadniętych z sił członków w okolicach północy.
Mogłabym podać jeszcze wiele przykładów, ale (hihi) plecy mi już pękają i jak się zaraz nie położę, to padnę na pysk. Myślę jednak, że jako tako zarysowałam o co kaman. Ku pamięci - żebym wiedziała, że miałam takie refleksje, oraz żeby synowie moi też o tym wiedzieli (i mogli je oczywiście dowolnie zignorować/wyśmiać w wieku młodzieńczym, po tym, żeby za 30 lat ich olśniło, że mamuśka miała rację :).
Bo miała. I Mamuśka i Tatul. Zawsze mieliście rację. Zwracam honor i przepraszam za wszystkie moje głupie gówniarskie pomysły i upory. Gdyby cofnąć czas i tak pewnie wszystko zrobiłabym tak samo, bo taka jest kolej rzeczy, ale wiedzcie, że tu i teraz naprawdę rozumiem. I doceniam. Wasz trud, cierpliwość i wyrozumiałość. Jeśli w wieku 31 lat osiągnęłam jakąkolwiek mądrość życiową, to taką, że inaczej słucham tego, co mówicie, co mówią inne osoby starsze ode mnie. Nie, nie wszyscy 60+latkowie są mądrzy jak indiańska starszyzna, której trzeba bezkrytycznie bić pokłony, ale Was słucham inaczej. Więc mówcie. Nie przestawajcie. Mówcie do mnie i do wnuków swoich. Macie wiele dobrego do powiedzenia. Dziękuję.
Nie ma nowych zdjęć, więc będzie refleksyjnie, sprzed około roku :)