...a nawet i po Sylwestrze. Niestety nie jestem w stanie opisać nawet promila tego, co się działo. Sinta (sinda, zinta, synta) to oczywiście święta w wykonaniu jaśkowym. Zaczęło się od trójkowego karpia - bodaj rocznik 2006. U nas w domu bardzo lubimy sobie tego posłuchiwać w okresie przedświątecznym. Pierworodny podchwycił powtarzany przez nas tekst i "śpiewał" razem z nami. Można powiedzieć, że w pewien sposób czekał nawet na te sinda, bo wraz z początkiem grudnia zaczął systematycznie pałaszować kalendarz adwentowy. Z czekoladą toto nie miało raczej wiele wspólnego, ale przecież w takiej zabawie bynajmniej nie o walory jakościowe produktu chodzi, tylko o zabawę z odnajdywaniem numerków i wyciąganiem "smakołyków" z odpowiednich okienek. Taki rytuał: codziennie po śniadaniu. Skubaniutki czasem nawet rano zaraz po przebudzeniu pamiętał, jakiego numerka ma szukać. Dzieci chyba nigdy nie przestają zaskakiwać swoich rodziców.
Ogólnie z postępów jaśkowych, to zdecydowanie sypnęło mu się "mówienie". Jego wersje z dalszym ciągu różnią się od prawidłowej polszczyzny, ale najważniejsze jest to, że próbuje. Powtarza, blabla sobie praktycznie non stop. Dalej miewa monologi kosmiczne, ale coraz częściej wplata w nie jakieś pojedyńcze słowa. Czasem brzmią nawet jak oryginały. Np. "TITITITI SIASIA DILILA TITITI JAŚ TYTY BRRRRR TITITA MAMA" (czyli że Franek, Jaś, mama i tata jadą gdzieś samochodem), albo "TITI SIASIA, TITI TATA, TITI MAMA, TITI JAŚ, TITI HAU (wyliczanie kto akurat jest w pomieszczeniu", "TATA! TAŃ!" (tato, wstań), "JAŚ, TITI TATA, TITI CEM" (Jaś i tata idą na spacer z psem), "MAMA, CHO! TITI BRRRR, TITI KIHO TITI TILILA" (wierzcie lub nie, ale to znaczy mamo chodź pobawić się czerwonym i zielonym samochodem), itd :)
Uwielbiam słuchać jak sobie bajdurzy po kosmojaśkowemu i próbować się domyślać, o co mu chodzi. Dalej nie doszłam do tego, co znaczy mówione podniesionym tonem "MIMIMA!" - podejrzewam, że chodzi o jakieś dziecięce przekleństwo, gdy coś mu nie wychodzi i się wkurza. Może kiedyś mi powie.
Jaś zaliczył też swoją pierwszą zabawę karnawałową. Był bardzo dzielny - ba! zaciekawiony całą sprawą. W ogóle już szedł na imprezę tak świadomie, powtarzając kilkukrotnie "DZICI" (opowiadaliśmy mu wcześniej gdzie się wybieramy, i co tam będzie). Był jednym z najmłodszych uczestników, i niewiele kumał z tego, co się działo, ale oglądał wszystko z wielkim zaciekawieniem, tańczył pośród dzieci (ze mną lub Pitem za rękę - chwycenie innego dziecka było już poza granicami jego otwartości:), a najwięcej radochy miał z bicia brawa, kiedy inni też to robili:)
Z imprezowych klimatów muszę również wspomnieć, że spędziliśmy Sylwestra poza domem w komplecie! Otóż tak! I ja osobiście uważam to za wyczyn. Mieliśmy zalegać w domu katując przyslowiowego Sylwestra z dwójką (bo przecież i tak jestem uwiązana na łańcuchu piersiowym), ale rodzice Igi zaproponowali wspólne dotrwanie do północy. I tym oto sposobem zabalowaliśmy w Krężnicy:) Dzieciaki padły bezproblemowo przed 21, a nam dorosłym udało się jeszcze parę dobrych godzin pogadać i pobrechtać się (momentami do łez:) grając w tabu.
Ok, muszę kończyć. Muszę również zmienić taktykę pisania: mniej, a częściej. Przy takich odstępach za dużo umyka.
Jeszcze tylko szybki apdejcik z postępów Frankowych. Chłopiec robi się już naprawdę fajnie kumaty. Bezproblemowo przewraca się na wszystkie strony, czasem próbuje podnosić tyłek leżąc na brzuchu, albo delikatnie podnosić się na rękach. Nie przymierza się do siadania. Od wczoraj miewa tzw. epizody z rączką. Wygląda to troszkę podobnie to jaśkowego "do mnie moja ręko", ale tak na 20%. Urocze. Franek dużo się śmieje, dużo też "krzyczy". Nie mówię tu o płaczu, tylko o takim jakby porykiwaniu. To chyba próba zwrócenia na siebie uwagi. Słoiczki pałaszuje aż piszczy, na szczęście zaczął też jadać troszkę kaszki (picie mleka z butli dalej absolutnie nie). No ale najfajniejsze jest to, że coraz bardziej widać interakcje braterskie. Jasiek bardzo często do niego zagaduje ("SIASIA, CO TAM", albo "BUBU, GYGY, CO TAM?) a Franek się do niego śmieje. W takich chwilach chce mi się płakać. Uwielbiam tak sobie na nich patrzeć i wyobrażać sobie, jak będzie np. za dwa lata. Tymczasem spróbuję napisać jak będzie za tydzień. Chociaż w pięciu zdaniach.
Peace :)
"BAAAAAA" (Brawo!)
Domowe przedszkole, czyli poranek w Krężnicy
Sylwestrowe hulanki z Igą
"Siasia, nic z tego nie rozumiem, ale poduszki są fajne"
Gwiazda!!!
Mmmmmmmmmmmmm...
(ukradzione mężowi :P)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz