chłopaki

chłopaki

środa, 19 lutego 2014

Halulu baj baj...

     Tak tylko, żeby nie umknęło. Jedenastego lutego roku Pańskiego 2014 pożegnaliśmy jaśkowe "halulu" (tłumaczenie dla niewtajemniczonych: jeden). Korzystając z częstego ostatnimi czasy powtarzania słów i sylab wszelakich, mama moja zaczęła go delikatnie męczyć o slowo "jeden". Ten uparcie halulu i halulu...jak zwykle. I nagle, za którymś razem powiedział "jeden". Wybuchła niesamowita euforia. Od razu zadzwoniłam do Kota, żeby włączał skypa, bo mamy dla niego niespodziankę. Młodzian stanął na wysokości zadania i zaprezentował również tacie swoje "nowe" słowo. Fajnie fajnie, ale przyznam szczerze, że do tej pory łezka w oku mi się kręci, bo przecież każdy taki przełom, to w końcu pożegananie jakiegoś etapu. Z jednej strony rodzic marzy o tym, żeby dziecię się rozwijało, usamodzielniało itp.; z drugiej - coś tak niesamowitego jak "halulu", coś tak jaśkowego przez tyle miesięcy - nagle odeszło.
     Jaś coraz lepiej powtarza. Ostatnio nawet całkiem nieźle odtworzył tatowe "ja pierdzielę"...Hehe, tak, to zdecydowanie TEN moment, kiedy należałoby przy dziecku powstrzymać się od tego typu barwnego języka. 
     Dzisiaj odbyliśmy tzw. bilans dwulatka. Jasiek płakał "tylko" przy badaniu brzucha i okolic podpieluchowych (w sumie trudno się dziwić). Wrażliwa dziecina bardzo nie lubi być przymuszana do jakiegokolwiek kontaktu z kimś, kogo nie zna. Bądź co bądź - wszystko w porządku. Wzrostem pasuje bardziej wprawdzie o siatki centylowej czterolatka, ale - jak to orzekła doktor Kłin - jest proporcjonalny, więc wszystko ok. 
     Franio całkiem dzielnie zniósł dzisiaj szczepionkę. Na szczęście na razie z kłuciami mamy spokój na kilka dobrych miesięcy. Zatem teraz najważniejsze, żeby "po prostu" chłopcy byli zdrowi i nie musieli oglądać żadnych medyków, ani medykamentów. Aha, Frankowi wyszły już dwie górne jedynki i "szykuje się" jeszcze conajmniej 3 zęby więcej. Nabiera widocznie apetytu na smakołyki, które zajadamy na jego oczach:P
     Ok ok, żeby nikogo nie pominąć: dzielny był też pies, bo on także miał dzisiaj szczepionkę. Farciarz jeden, bo ten trafił na weterynarkę z powołania, która zawsze szczerze czochra pod śmierdzącą psią brodą. Dla mieszkańców Lublina posiadających czworonogi: Doktor Monika na Pana Balcera - (Astra Vet) polecamy z czystym sumieniem :)
  
     A na walentynki miałam super niespodziankę. Kot miał wracać w sobotę. W piątek odliczałam już godziny podtrzymując się na duchu myślą, że to już tylko jedna noc w pojedynkę. Żeby popołudnie minęło szybciej wymknęliśmy się z Jaśkiem do Sylwii. Wracamy do domu, otwieram drzwi i pierwsze co widzę, to klocki z ikei, o których rozmawialiśmy z Kotem kilka dni wcześniej. Rzuciłam słoiki z dżemem i z opadniętą szczeną weszłam do pokoju...Jasiek tak fajnie się ucieszył :D Dziękuję Kocie. UWIELBIAM TAKIE NIESPODZIANKI!


A teraz czekam na njusy z Wrocławia, bo najprawdopodobniej właśnie wykluwa się Krzyś lub Emilka. Jak dobrze pójdzie, zobaczymy dziecinę w okolicach dnia kobiet :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz