chłopaki

chłopaki

sobota, 26 lipca 2014

Lipcowy mix

     Dziś pozwolę sobie jedynie dodać kilka zdjęć z ostatniego miesiąca. Okraszę je tylko kilkoma słowami komentarza, to wyjdzie prawie normalny post, n'est-ce pas?

Zaczniemy od jednej w wycieczek do Zoo. Dzięki karnetom rocznym możemy sobie pozwalać nawet na krótkie wypady w to jakże ciekawe miejsce. Dla Franka wprawdzie jest to raczej abstrakcja o zapachu trocin i zwierzęcych odchodów, ale - jak każdy spacer - jak najbardziej pożądana i mile widziana. Co tam wielbłądy jakieś - no jedź tym wózkiem.


Parasolka, tudzież inna czapka mająca za zadanie osłaniać moją łepetynę od słońca, to najlepszy obiekt do telepania, odginania, ściągania, wyrzucania pod koła wózka. Wspaniała zabawa po prostu. A już najwyborniej jest, jak do imprezy dołączy się starszy brat. Wtedy rodzice pchają dwa wózki i zbierając grzyby... what a fun :)


Feeding time at the ZOO...
W temacie jedzenia: Franek uwielbia. Bardzo złości się, gdy pokarm dobiega końca. Dostaje wtedy nie lada spazmów i wygina się jak filmowa Rosemary (nie, nie dajemy mu za mało - często zjada więcej niż Jaś...). Czasami daje się udobruchać (czyt. odwrócić uwagę) zabawą miseczką/słoiczkiem i łyżeczką po posiłku. Tutaj pałaszuje pomidorówkę, a Jasio rogala z czekoladą. No właśnie: Jasiek wypracował dosyć ciekawe sposoby obróbki tego rodzaju pokarmów. Pączki na ten przykład obgryza dookoła - całe to brązowe wysmażone ciasto. Zostaje więc mała biała kulka z prześwitującą miejscami marmoladą. Wtedy pierworodny oddaje to któremuś z nas, że już "dziękuję". Rogale i inne buły z czekoladą są z kolei rozgryzane do początku nadzienia, potem Jaś skrzętnie pracuje nad wygryzieniem całą czekoladę zostawiając przy tym niemal nietkniętą resztę części mącznej. Pod koniec takiej konsumpcji jest upaprany autentycznie od ucha do ucha. Na poniższych fotkach jedynie początek rytuału.





Tutaj Franiowi wydawało się, że podnosi mnie za ręce do góry. Posłużnie wstawałam, dzięki czemu syn miał dużo zabawy. Nic nie daje takiego kopa, jak uśmiech dziecka.


Tutaj moich trzech ukochanych w Parku Południowym. Kto też pisał coś o tymże wypadzie i siebie (http://2plus2tata.blogspot.com/2014/07/july-end.html)  - dodam więc tylko malutkie uzupełnienie Father Airlines (Jasiek - pomimo gabarytów - też latał):



A łażenie po Ojcu to najlepsza zabawa:


Grill u Gabi.
Niespodziewanie dosyć zostaliśmy zaproszeni da imprezkę u jednej z lasek z mojego byłego zespołu (za co uprzejmie dziękujemy :). Ogródek pełen dziecięcych atrakcji - chłopcy więc korzystali "na całego", zostawiając niestety integrację z dziećmi gospodarzy na czas, kiedy to już musieliśmy pędzić na autobus. 

Domek - ach ileż tu okien i drzwi do zamykania. Przednia zabawa:)


Ślizgawka i racuchy cioci Gabi. Lepiej: racuchy na ślizgawce :D 


Szczyt woli integracyjnej ze strony Jasia: siedzę obok i jem z tej samej miski co Gabryś i Weronika. Bohaterką drugiego planu jest Gospodyni imprezy.


Ciasny, ale własny. Tu - na chwilę przed płaczem, że "nagle znalazłem się w domku z jakąś panią...":)


Ach ta ślizgawka. Zdecydowanie największy (dosłownie i metaforycznie) obiekt pożądania Franka:



To by było na tyle Kochani. Dzieciaki się obudziły. Dziękuję pilotowi, który spadł z łóżka dzisiaj o 5.45 i  obudził mnie tak skutecznie, że nie mogłam już zasnąć i postanowiłam wreszcie coś wyprodukować. Dziękuję również Kotu, że na śpiocha poszedł teraz zająć się chłopakami, żebym mogła dokończyć.
A jutro... jutro w nocy przyjeżdża do nas prosto z Lublina drużyna AAA :D Oj będzie... będzie zabawa :)

piątek, 25 lipca 2014

Telegraficznie

Postanowilam to chrzanic i pisac bez polskich znakow. Bo wybor mam taki: albo wykorzystac wolna

chwile w mojej fabryce i naklepac cos bez pieknych naszych polskich ogonkow i kreseczek i to pozniej 

tylko wkleic ordynarnie z domu, albo nie pisac nic (bo w domu naprawde nie ma kiedy, a jak jest kiedy, 

to absolutnie wtedy nie ma sily). Pozostaje tez tylko kwestia zdjec, ale to chyba po prostu bede wrzucac 

cokolwiek losowo wybrane. Bedzie tez krotko. Sytuacyjnie raczej niz opisowo. Tak wiec zjedziemy z 

jakosci, zeby tylko przetrwac.



Jasio pieszczoch:

- Mamo, glaskac.

- Gdzie Cie po glaskac: po pleckach czy po glowie?

(chwila ciszy)

- Po skarpetkach...



Jasio wygadany:

Tuż przed wyjściem do pracy zegnam sie z moimi trzema muszkieterami. Placza sie pod nogami Kota 

usilujacego wyprodukowac sniadanie. Daje kazdemu buziaka. Jasio tonem odkrywcy wypowiada to oto 

jakze logiczne zdanie:

- Flanio ma smoka... ty idziesz do pracy... „I” jak igla!



 Telegraficzny skrot njosow ogolnych:

* Franio chodzi.

* Od skonczenia roczku zaczał tez gadac, tzn. belkotac po swojemu z bardzo mocna intonacja.

* Jestesmy po szpitalnym badaniu scyntygraficznym, ktorego to wynik wykazal, ze brakujaca nerka 

wprawdzie nie odrosla, ale prawa hula na 100% 

* Jasio zna alfabet i liczy do 30.

* Jasio zaczyna zartowac, np. „T jak MAMA” i w smiech, albo „B jak FLANIO”...