chłopaki

chłopaki

niedziela, 23 lutego 2014

"Ja jebie" oraz powitanie dwóch dzieciołów :)

     Mam na to świadków. Wysiadamy dzisiaj późnym popołudniem z samochodu, a Jasiek gada coś i gada, w końcu dociera do mnie, że powtarza w kółko jakieś zdanie, które za każdym razem kończy się ostrym "ja jebie". Pytam go więc o co chodzi, a ten dalej swoje. Do myślenia wreszcie dał mi fakt, że dziecina zerkała na niebo i oświeciło mnie, że chodzi po prostu o niewinne..."gwiazdki na niebie" :) Mamy z tego ubaw po pachy. I jutro pewnie też będę rżała...
     A z ważniejszych njusów:

Wczoraj o 15.01 przyszła na świat Zuzia S., a dzisiaj o 18.55 Krzyś N. Szczęśliwym Rodzicom gratulujemy z całego serca, oraz życzymy przepastnych pokładów radości, sił i cierpliwości na nowej drodze życia. Oby Wasze pociechy rosły zdrowo i pozwalały Wam się z nami spotykać w iście dzieciowym gronie. Jeszcze raz najszczersze gratulacje - WITAMY PO DRUGIEJ STRONIE :)


Krzyś :)




A to to się je? Serio? (pierwszy chrupek Franka):



Dalej nie siadam, ale robię pompki...



Beztrosko śpiąca Iga:



Chłopaki-słodziaki:



Ojciec Polek (123*):



A taki tam spontan:



"Ja saaaam!":


środa, 19 lutego 2014

Halulu baj baj...

     Tak tylko, żeby nie umknęło. Jedenastego lutego roku Pańskiego 2014 pożegnaliśmy jaśkowe "halulu" (tłumaczenie dla niewtajemniczonych: jeden). Korzystając z częstego ostatnimi czasy powtarzania słów i sylab wszelakich, mama moja zaczęła go delikatnie męczyć o slowo "jeden". Ten uparcie halulu i halulu...jak zwykle. I nagle, za którymś razem powiedział "jeden". Wybuchła niesamowita euforia. Od razu zadzwoniłam do Kota, żeby włączał skypa, bo mamy dla niego niespodziankę. Młodzian stanął na wysokości zadania i zaprezentował również tacie swoje "nowe" słowo. Fajnie fajnie, ale przyznam szczerze, że do tej pory łezka w oku mi się kręci, bo przecież każdy taki przełom, to w końcu pożegananie jakiegoś etapu. Z jednej strony rodzic marzy o tym, żeby dziecię się rozwijało, usamodzielniało itp.; z drugiej - coś tak niesamowitego jak "halulu", coś tak jaśkowego przez tyle miesięcy - nagle odeszło.
     Jaś coraz lepiej powtarza. Ostatnio nawet całkiem nieźle odtworzył tatowe "ja pierdzielę"...Hehe, tak, to zdecydowanie TEN moment, kiedy należałoby przy dziecku powstrzymać się od tego typu barwnego języka. 
     Dzisiaj odbyliśmy tzw. bilans dwulatka. Jasiek płakał "tylko" przy badaniu brzucha i okolic podpieluchowych (w sumie trudno się dziwić). Wrażliwa dziecina bardzo nie lubi być przymuszana do jakiegokolwiek kontaktu z kimś, kogo nie zna. Bądź co bądź - wszystko w porządku. Wzrostem pasuje bardziej wprawdzie o siatki centylowej czterolatka, ale - jak to orzekła doktor Kłin - jest proporcjonalny, więc wszystko ok. 
     Franio całkiem dzielnie zniósł dzisiaj szczepionkę. Na szczęście na razie z kłuciami mamy spokój na kilka dobrych miesięcy. Zatem teraz najważniejsze, żeby "po prostu" chłopcy byli zdrowi i nie musieli oglądać żadnych medyków, ani medykamentów. Aha, Frankowi wyszły już dwie górne jedynki i "szykuje się" jeszcze conajmniej 3 zęby więcej. Nabiera widocznie apetytu na smakołyki, które zajadamy na jego oczach:P
     Ok ok, żeby nikogo nie pominąć: dzielny był też pies, bo on także miał dzisiaj szczepionkę. Farciarz jeden, bo ten trafił na weterynarkę z powołania, która zawsze szczerze czochra pod śmierdzącą psią brodą. Dla mieszkańców Lublina posiadających czworonogi: Doktor Monika na Pana Balcera - (Astra Vet) polecamy z czystym sumieniem :)
  
     A na walentynki miałam super niespodziankę. Kot miał wracać w sobotę. W piątek odliczałam już godziny podtrzymując się na duchu myślą, że to już tylko jedna noc w pojedynkę. Żeby popołudnie minęło szybciej wymknęliśmy się z Jaśkiem do Sylwii. Wracamy do domu, otwieram drzwi i pierwsze co widzę, to klocki z ikei, o których rozmawialiśmy z Kotem kilka dni wcześniej. Rzuciłam słoiki z dżemem i z opadniętą szczeną weszłam do pokoju...Jasiek tak fajnie się ucieszył :D Dziękuję Kocie. UWIELBIAM TAKIE NIESPODZIANKI!


A teraz czekam na njusy z Wrocławia, bo najprawdopodobniej właśnie wykluwa się Krzyś lub Emilka. Jak dobrze pójdzie, zobaczymy dziecinę w okolicach dnia kobiet :)

poniedziałek, 10 lutego 2014

Lajf łidaut Ket

  Franek zaczyna na poważnie interesować się Krową (czyli naszym psem, który jest dozgonnie wdzięczny mojemu małżonkowi za swoje jakże oryginalne psie imię :P) Wodzi za nim wzrokiem, śmieje się czasem jak ten się drapie, a jak tylko sierściuch podpełźnie pod frankową rąsię - próbuje go złapać. Krowie tylko w to graj - tak bardzo wygłodniały jest cielesnego kontaktu z człowiekiem, że dzielnie znosi nawet niemowlęce tortury (tak tak: tortury...każdy z domowników przyzna, że Franczesko ma chwyt tak mocny, że i siniaka uszczypnięciem potrafi zrobić; zdarza się także uszczknąć co nieco z męskich gobelinów).
Coraz częściej dochodzi też do braterskich interakcji. Zaraz po wyjeździe Piotrka Jasio był mocno zazdrosny o Franka i dosyć sceptyczny wobec jego osoby, ale teraz (po ponad dwóch tygodniach) wydaje się pogodzony z aktualnym rozkładem sił i już znowu śmieje się do Franka i podaje mu zabawki. A Franek go uwielbia. My - dorośli - na rzęsach  możemy stawać, a dziecięca mimika ani drgnie. Wystarczy że Jasiek się uśmiechnie, a Franek już uchachany. Dzisiaj "bawili się" w chowanego (ja trzymałam Franka na kolanach w pokoju, a Jasiek co chwila chował się  w kuchni i przybiegał na chwilę i znowu uciekał) i Franek chichrał się nawet wtedy, jak nie widział Jaśka, tylko słyszał jego śmiech z kuchni. W takich chwilach się rozpływam. Szkoda, że nie można takiego uczucia nagrać i odtwarzać go w sercu wtedy, gdy miażdży mnie minusowy poziom cierpliwości...
Jesteśmy z mamuśką mocno nadwereżone, nie tylko fizycznie. I nie wydaje mi się, żeby dało się to załatać poracją lodów wieczorową porą. Przydałby się nam długi weekend w spa (z bardzo dobrze zaopatrzonym barkiem :). Dzieci są fantastyczne, ale brak jakiejkowiek odskoczni / możliwości wyładowania daje się we znaki. Nic to, damy radę. Amen!
Jasia już coraz częściej da się zrozumieć. Powtarzane przez niego słowa z każdym razem są coraz podobniejsze do oryginałów (a  niektóre brzmią bezbłędnie za pierwszym razem, np. ciocia Kasia). W dalszym ciągu zdarzają się totalne nieporozumienia, albo dłuuugie chwile mojej konsternacji, kiedy po siódmym powtórzeniu przez Jasia słowa "+/- kasienka/ kaszynka / tasiemka" mózg mi paruje i za cholerę nie wiem, o co dziecięciu chodzi...Biedaczek się smuci, denerwuje...no szkoda mi go, bo on tak wyraźnie mówi, a gupia matka nie rozumie. (Wczoraj odkryłam: wierzcie lub nie, ale chodzi o "cyferki" :)
Bardzo lubi układać literkowo-cyferkowego smoka (soka:). Zasmakował też tablecikowego grania w dzieciowe "edukacyjne" obrazki. Nadal uwielbia samochody i lubi ustawiać je w najróżniejszych konstelacjach. Chętnie asystuje przy wszelakich pracach domowych. Aha! No właśnie. Jasiek ma wyjątkowo mocną fazę na "ja sam". Ogólnie cieszy nas bardzo jego parcie na samodzielność, ale bywa też upierdliwy. Na przykład: proszę, go żeby wyrzucił pieluszkę do śmieci po lewej stronie (tam wrzucamy "mokre"). Zauważywszy, że kosz po lewej jest już dosyć pełny, Jasiek postanawia wrzucić pieluchę po prawej stronie (do suchej frakcji). Mówię mu, żeby to poprawił, on to ingoruje, więc sama wyjmuję pieluchę i wrzucam ją tam, gdzie jej miejsce. W tym momencie syn w płacz i krzyk "ja sam!" Mało tego: wyciąga pieluchę z mokrego kosza, wrzuca ją z powrotem do suchego, żeby móc samodzielnie wyjąć ją z suchego i wrzucić do mokrego....:D Inna scenka: po spacerze z dziadkiem Jasiek wchodzi po schodach do windy (ok. 8 schodków). Na przedostatnim się zachwiał i mój tata z obawy, żeby wnucze nie rymsnęło, podtrzymał go za pachę. Dziecię się zezłościło z tym samym hasłem na ustach, zeszło ze wszystkich schodków i wspięło się na nie ponownie - SAMODZIELNIE. O taki o jest nasz Jaś-Samoś :)


A tak poza wszystkim, to tęsknimy już straszecznie. Dziś jak byłam z chłopakami sama i nagle ktoś (moja mama - wracając od lekarza) zaczął otwierać drzwi kluczem, zagadnęłam Jaśka:

- O... a kto to idzie?
- Tata!

Serce pęka.
Czekamy Kocie.123

ze słowniczka Jasia:

LALEC - WALEC
CZAP - KECZUP
PEZIEM - PARÓWKI
JĄĆ - WYJĄĆ
GĄCE - GORĄCE
SIASIA PACIAM - FRANIO PŁACZE
HAPA HAPA - DO GÓRY, NA RĘCE
BEZIEZIEM - BRĄZOWY






piątek, 7 lutego 2014

Plany, planusie, planiątka...

     Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedz mu o swoich planach. Nie chce mi się rozpisywać, (bo to w końcu blog dzieciowy ma być, a nie rodzicielski) ale napomknę tylko, że plany nasze wrocławskie "lekko" się nam posypały i na chwilę obecną w ogóle nie wiadomo, czy tam pojedziemy... Podziękujmy zarąbistemu KRD, które - delikatnie mówiąc - zrobiło małżonka mego w balona. 
     Whatever. Mamy teraz z mamą niezły sajgon. Jesteśmy we dwie do dwójki dzieci, tata pomaga popołudnio-wieczorami, wpada też do nas czasem ciocia Basia, ale po dwóch tygodniach takiego trybu powiem szczerze - nie jest łatwo. Fizycznie, bo dzieci mniej nie ważą, a jakoś dziwnie wymagają więcej noszenia na rękach. Zwłaszcza Jasiek bardzo odczuwa nieobecność Piotrka i miewa jeszcze częściej płaczliwe humory. Upodobał sobie trochę babcię na tatowe zastępstwo i  zdarza się, że zaczyna nagle płakać, jak ta bez uprzedzenia pójdzie "nagle" do ubikacji. Staram się często go utulać i bawić się z nim, wygupiać i tańczyć, ale niestety to nie wystarcza. Nic nie zastąpi kompletu rodzicielskiego. Poza tym zmęczona matka ma też mocno obniżony próg cierpliwości i tolerancji na urwisowanie dwulatkowe i zdarza jej się podnieść głos... :( Franek waży już bankowo ponad 9,5 kilo, a na dodatek jest cholerrrrrnie silny i jak bum cyk cyk miewam poważne  problemy z utrzymaniem go przy przewijaniu, ubieraniu itp. Chłopiec nadal nie chce siadać i rzeczywiście chyba prędzej zacznie pełzać / raczkować / stawać, niż siądzie na tyłku. A szkoda, bo na chwilę obecną reaguje wściekłym płaczem na próby położenia go na macie, a na bujaczku lub "foteliku" bumbo strach go zostawiać, bo tak się ta śrubka wykręca, że tylko patrzeć jak z niego fiknie. Noszenie takiego herkulesa daje mi się mocno we znaki. Niestety w dwa tygodnie po zakończeniu drugiej serii zabiegów wraca mi ból pleców i nie wiem, czy nie będę zmuszona zainwestować kasy za korki na burżujstwo masażowe. Albo porwę jakiegoś Taja i schowam go w szafie, żeby mnie masował w każdej możliwej "wolnej" chwili ;)

Ok, jakoś nie mogę się skupić, chyba najwyższy czas na drzemkę. Chociaż i tak pewnie moje młodsze żarte dziecię zaraz obudzi się na mleczną przekąskę...

Jaśkowe słowa:

Jajas - Wojas
Sianio - Franio
Męce - ręce
Siatatam - hipopotam
Syla - Sylwia

MAY THE FORCE BE WITH US