Franek zaczyna na poważnie interesować się Krową (czyli naszym psem, który jest dozgonnie wdzięczny mojemu małżonkowi za swoje jakże oryginalne psie imię :P) Wodzi za nim wzrokiem, śmieje się czasem jak ten się drapie, a jak tylko sierściuch podpełźnie pod frankową rąsię - próbuje go złapać. Krowie tylko w to graj - tak bardzo wygłodniały jest cielesnego kontaktu z człowiekiem, że dzielnie znosi nawet niemowlęce tortury (tak tak: tortury...każdy z domowników przyzna, że Franczesko ma chwyt tak mocny, że i siniaka uszczypnięciem potrafi zrobić; zdarza się także uszczknąć co nieco z męskich gobelinów).
Coraz częściej dochodzi też do braterskich interakcji. Zaraz po wyjeździe Piotrka Jasio był mocno zazdrosny o Franka i dosyć sceptyczny wobec jego osoby, ale teraz (po ponad dwóch tygodniach) wydaje się pogodzony z aktualnym rozkładem sił i już znowu śmieje się do Franka i podaje mu zabawki. A Franek go uwielbia. My - dorośli - na rzęsach możemy stawać, a dziecięca mimika ani drgnie. Wystarczy że Jasiek się uśmiechnie, a Franek już uchachany. Dzisiaj "bawili się" w chowanego (ja trzymałam Franka na kolanach w pokoju, a Jasiek co chwila chował się w kuchni i przybiegał na chwilę i znowu uciekał) i Franek chichrał się nawet wtedy, jak nie widział Jaśka, tylko słyszał jego śmiech z kuchni. W takich chwilach się rozpływam. Szkoda, że nie można takiego uczucia nagrać i odtwarzać go w sercu wtedy, gdy miażdży mnie minusowy poziom cierpliwości...
Jesteśmy z mamuśką mocno nadwereżone, nie tylko fizycznie. I nie wydaje mi się, żeby dało się to załatać poracją lodów wieczorową porą. Przydałby się nam długi weekend w spa (z bardzo dobrze zaopatrzonym barkiem :). Dzieci są fantastyczne, ale brak jakiejkowiek odskoczni / możliwości wyładowania daje się we znaki. Nic to, damy radę. Amen!
Jasia już coraz częściej da się zrozumieć. Powtarzane przez niego słowa z każdym razem są coraz podobniejsze do oryginałów (a niektóre brzmią bezbłędnie za pierwszym razem, np. ciocia Kasia). W dalszym ciągu zdarzają się totalne nieporozumienia, albo dłuuugie chwile mojej konsternacji, kiedy po siódmym powtórzeniu przez Jasia słowa "+/- kasienka/ kaszynka / tasiemka" mózg mi paruje i za cholerę nie wiem, o co dziecięciu chodzi...Biedaczek się smuci, denerwuje...no szkoda mi go, bo on tak wyraźnie mówi, a gupia matka nie rozumie. (Wczoraj odkryłam: wierzcie lub nie, ale chodzi o "cyferki" :)
Bardzo lubi układać literkowo-cyferkowego smoka (soka:). Zasmakował też tablecikowego grania w dzieciowe "edukacyjne" obrazki. Nadal uwielbia samochody i lubi ustawiać je w najróżniejszych konstelacjach. Chętnie asystuje przy wszelakich pracach domowych. Aha! No właśnie. Jasiek ma wyjątkowo mocną fazę na "ja sam". Ogólnie cieszy nas bardzo jego parcie na samodzielność, ale bywa też upierdliwy. Na przykład: proszę, go żeby wyrzucił pieluszkę do śmieci po lewej stronie (tam wrzucamy "mokre"). Zauważywszy, że kosz po lewej jest już dosyć pełny, Jasiek postanawia wrzucić pieluchę po prawej stronie (do suchej frakcji). Mówię mu, żeby to poprawił, on to ingoruje, więc sama wyjmuję pieluchę i wrzucam ją tam, gdzie jej miejsce. W tym momencie syn w płacz i krzyk "ja sam!" Mało tego: wyciąga pieluchę z mokrego kosza, wrzuca ją z powrotem do suchego, żeby móc samodzielnie wyjąć ją z suchego i wrzucić do mokrego....:D Inna scenka: po spacerze z dziadkiem Jasiek wchodzi po schodach do windy (ok. 8 schodków). Na przedostatnim się zachwiał i mój tata z obawy, żeby wnucze nie rymsnęło, podtrzymał go za pachę. Dziecię się zezłościło z tym samym hasłem na ustach, zeszło ze wszystkich schodków i wspięło się na nie ponownie - SAMODZIELNIE. O taki o jest nasz Jaś-Samoś :)
A tak poza wszystkim, to tęsknimy już straszecznie. Dziś jak byłam z chłopakami sama i nagle ktoś (moja mama - wracając od lekarza) zaczął otwierać drzwi kluczem, zagadnęłam Jaśka:
- O... a kto to idzie?
- Tata!
Serce pęka.
Czekamy Kocie.123
ze słowniczka Jasia:
LALEC - WALEC
CZAP - KECZUP
PEZIEM - PARÓWKI
JĄĆ - WYJĄĆ
GĄCE - GORĄCE
SIASIA PACIAM - FRANIO PŁACZE
HAPA HAPA - DO GÓRY, NA RĘCE
BEZIEZIEM - BRĄZOWY