No niestety, moja jakakolwiek wena twórcza została wyjałowiona podczas ostatnich ekscesów na planie paradokumentalnym. Nie pytajcie, nie śmiejcie się - człowiek na pieluchy jakoś zarobić musi :P
W związku z powyższym pozostaje mi jedynie zilustrować ostatnie tygodnie garścią fotosów. Włala!
W długi weekend majowy wybraliśmy się na piknik rodzinny na torze wyścigów konnych. Powałowaliśmy się troszkę na naszej macie, ale szybko zebrały się groźne chmury, które zmusiły nas do ewakuacji.
Jeden z okolicznych placów zabaw. Nakręciliśmy tam też fajny filmik: Kot ustawił aparat na środku tej karuzeli, na tym nieruchomym kółku i nas zakręcił :)
A to w takim parczku koło aquaparku. Słit Jasio na nieco przymałej ślizgawce:
... i ten rozbrajający obrazek na tymże samym sprzęcie:
Franek jest ogromnym amatorem gryzienia, ślinienia, lizania, ssania, memłania (...) wszelakich przedmiotów znajdujących się w zasięgu jego łapek/pyszczka. Ku naszemu niepocieszeniu w skład owych przedmiotów wchodzą również najkażdziejsze trzymadełka od huśtawek, karuzel, wózków sklepowych (a te niby-kluczyki na łańcuchach, które sczepiają wózki marketowe za 2zł to normalnie istny lizak...).
Za którymś razem udało mi się zabrać aparat na basen. Jaś ma dosyć sceptyczny stosunek do takiej dużej wody, ale generalnie bardzo lubi się moczyć. Do sztucznych fal przekonuje się stopniowo... obecnie jesteśmy na etapie przyjmowania fal na przysłowiową klatę będąc wczepionym w matkę (ale woda już po pas, więc szarżujemy jak mustangi :). Dla porównania powiem, że za pierwszym razem cały Jasia pobyt na basenie upłynął pod znakiem przelewania wody konewką do wiaderka, w wodzie po kolanka.
A tutaj moi drodzy wyeskapadowaliśmy się (podróż wypchanym na maska tramwajem - na dwa wózki, z kanapkami z mielonką, zupą dla Franka w termosie i torbą flipsów) na Festiwal Dobrego Piwa. Było bardzo przyjemnie. Główną atrakcją było tradycyjne wałowanie się na naszej kraciastej macie. Słonko, muzyczka, piwko (w przyzwoitych ilościach...takich rodzicielskich :). Chłopaki uwielbiają łazić po człowieku, który się na takiej macie położy. Wałowanko pierwsza klasa.
Doszło nawet do tego, że Franek się upił, a Jasiek żebrał o piwo... nie no żartuję oczywiście. Tak jakoś się cyknęło, jak Franek obczołgiwał teren, a Jasiek znalazł jakiegoś turbounikatowego kamyczka (tak na marginesie - na parapecie zaczyna rosnąć nam powoli kolekcja takich właśnie niepowtarzalnych okazów przynoszonych sukcesywnie z placu zabaw :)
Z detali, o których nie chcę zapomnieć:
* JÓZEK - to nic innego, tylko ... WÓZEK. Śmiesznie to brzmi, jak Jasiek zmęczony i prawie płaczący mówi "chcę do józka"...
* dzisiaj pierwszy raz położyłam Jaśka spać bez pieluchy.
* Franio ma zwyczaj uśmiechać się marszcząc nosek. To superurocze. Ciekawe po kim ;)?
* Franek (identycznie jak Jaś, czyli po skończeniu 11 miesięcy) zaczyna reagować na bit. Nie ma to jak bounce w wykonaniu niechodzącego jeszcze szkraba :)
* "Jasiek daje współczechę" - tak to sobie nazwałam, ale on chyba bardziej próbuje odtworzyć break'a, którego jakiś czas temu widział na żywo w na pokazie w jednym z tutejszych centrów handlowych. Najpierw ogłasza, że "Jaś tańczy", po czym turla się po podłodze i łazi na rękach, nogami dookoła itp :). Matce marzy się oczywiście, aby może kiedyś faktycznie...
No i tymczasem tyle. Mam nadzieję wpadać tu częściej i gęściej. Jeśli naprawdę się tu komuś podoba, to wspaniale :) życzę miłej lektury.
Oj podoba się, bardzo podoba!
OdpowiedzUsuńbez pieluchy... muszę tego spróbować z Małą
OdpowiedzUsuńKoteku, cóż za słownictwo!? Słowotwórstwo stosowane, że sam Król by się nie powstydził, cytując końcówkę Kota w butach. Miodzio. 123
OdpowiedzUsuńJak ma Franek nie gryźć skoro nie może ruszyć głową ? heheheh
OdpowiedzUsuńa spojrzenie Frania na ślizgawce - bezcenne. Cała fota taka jest. Czekam na zachwalany filmik z karuzeli.