chłopaki

chłopaki

niedziela, 18 października 2015

Jesienny apdejcik

     Czas leci jak szalony. Wydawać by się mogło, że dopiero co zawijaliśmy po jaśkowym macierzyńskim do Wrocławia... tymczasem mija już 5 miesięcy odkąd jesteśmy w Warszawie (z Jasia młodszym bratem, który za chwilę skończy 2 i pół roku!). Dzieciaki zmieniają się dosłownie z dnia na dzień. Tulę ile wlezie, bo za kolejną taką „chwilkę” przyczepią do swoich drzwi napis „wstęp wzbroniony” albo zacznę znajdować świerszczyki pod łóżkami. Albo jedno i drugie :)

     Jasiek chodzi do przedszkola. Jakoś w międzyczasie (po sierpniowym chilloucie nad Białką) zaczął składać wyrazy i sam pisać słowa (ostatnio także mini historyjki, których to jeden przykład zaprezentował na swym blogu Kot: Link do bloga Kota ). Z innych typowo dziecięcych zainteresowań pierworodnego – aktualnie siedzi obok mnie i zawziął się skurkowany, że musi się nauczyć rysować... SZEŚCIAN. Tja... Z przedszkola jesteśmy bardzo zadowoleni i trzeba przyznać, że Jasiowi bardzo dobrze robi przedszkolny klimat. Przestał tak bać się innych dzieci - nadal nie jest i raczej nigdy nie będzie przysłowiową duszą towarzystwa, ale fakt że na jakieś zjeżdżalni bądź innym dziecięcym entertejmencie bawią się inne dzieci, nie jest już dla niego przeszkodą, żeby na tę samą konstrukcję wejść. Ma też zajęcia z logopedą, więc w domu także sobie hobbistycznie klaskamy językami i syczymy jak wściekłe węże. Domowo / rodzinnie – robi się coraz bardziej wygadany i już nie raz zwyczajnie nas zatkało. Przykład: jedziemy samochodem, dzieciaki już nieco zmęczone i znudzone. Franek po zmordowaniu do imentu zepsutej już dziecięcej imitacji tableta, zaczyna domagać się książki, którą obecnie dzierży w rękach Jaś. Mówię więc mu: Franiu, poczekaj jeszcze chwilę, bo teraz Jasio ogląda tę książeczkę. Na co Jaś (oburzonym – na ile niespełna czterolatek może takowym przemawiać – tonem): - JA NIE OGLĄDAM – JA CZYTAM! Voila!

     Chłopcy bardzo fajnie też się razem bawią. Psocą, biegają, tupią, krzyczą, bałaganią, malują po ścianach, chowają różne rzeczy w najdziwniejsze miejsca (moim faworytem nadal jest tłuczek do ziemniaków w naszym łóżku – nadal nie wiem JAK tam się znalazł), kłócą się, przewracają, gapią w bajki z tępą miną i (niemal) stróżką śliny cieknącą po brodzie, chlapią wszystkim co chlapie, wchodzą pod dywan, jeżdżą windą w szafie, testują wytrzymałość absolutnie wszystkich guzików w zasięgu ich łapek, kąpią klocki w herbacie, nazywają szczotkę od kibla „berło”, ciągają pościel po podłodze, skaczą po meblach, itd., itd....

     Franek zaczyna się autentycznie porozumiewać. Próbuje powtarzać wszystkie słowa (a jeśli są za długie, to chociaż dwie ostatnie sylaby). Tworzy też kombinacje, które dumna matka nazwałaby zdaniami ;) np.: „mleko, munia, pać!” (czyt: najpierw zjem mleko, potem dasz mi smoczka, a potem pójdę spać). Poza tym nadal jest bardzo tulaśnym i całuśnym dzieckiem i bardzo ceni sobie kontakt fizycznym z osobnikami ze swojego stada. Uwielbia po nas łazić, jak się przytula – to całym sobą. Potrafi też zapodać soczystego buziaka prosto w usta. Taki słodziak. Tak samo jak jego starszy brat – jest także mocno wkręcony w temat literek i cyferek.

Część twórczości Jasia w skrócie (dla odważnych polecam zoooomowanie ;)



Strach się bać, co to dzieciątko ma w głowie...




W tym miejscu chciałabym serdecznie podziękować firmom kosmetycznym za wynaleznienie płynu micelarnego...




Twórczość jak na przedszkolaka przystało:



Matka sprząta w szafie, a mały Jacukóf tworzy...



Joy :)



Kola! Kola! (to żadna reklama mojej pracy, tylko entuzjazm Frania do przedszkola Jasia)




Franek próbuje złapać obiad...



Nie ma to jak fonetik rajting of inglisz songs...




Sweet shark smile...




Filmik ;)



Bonusy sytuacyjne:

Bawię się z Jasiem w zgadywanki. Silę się na wydawanie różnych dźwięków, Jaś odgaduje, co (lub kto) takowe wydaje. Po szeregu najrozmaitszych „hau / miau / brum-brum / kwa-kwa i innych kukuryków, całą sobą podejmuję próbę zarżenia jak koń (i według mnie udaje mi się to całkiem nieźle :)

- IIIIHAAAAA!!!!
Jasiek uradowany:
- Karetka!

**********
Ta sama zabawa w zgadywanki. Tym razem już nie wydaję żadnych dźwięków.

- Czym się prasuje?
- PRASOLKĄ!

**********
Idę z Franiem przez osiedle, dookoła sporo wron (gawronów lub kawek – pojęcia nie mam). Franek radośnie:

-Mama! Pingwin!

(uśmiech kobiety przechodzącej obok – bezcenny :)

**********
Kot mi napisał smsa, że Jasiek w przedszkolu powiedział, że – UWAGA – ma dziewczynę. Po powrocie z pracy usiłuję nawiązać do tematu i zagaduję mojego prawie-czterolatka:

- Jaś, tata mi mówił, że masz w przedszkolu dziewczynę.
- Tak! Mam dziewczynę i chłopaka!

**********
Na koniec kilka słowotworów Frania:

leby leby – małe kawałeczki chleba (moja mama nazywa takowe „wagoniki”)
dzus – brzuch
pępęk – pępek
tamtą tlonę – w tamtą stronę
jeden mino – minus jeden
santi – samochód
ponto – pociąg
polisi – parówki
chałku – chałka
Jasek – Jasiek
dynzel – dinozaur

KONIEK – KONIEC

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Wiem, ten tyłek na piątym zdjęciu jest
      mega apetyczny 😁

      Usuń
  2. Dzięki za relaks i możliwość masażu mięśni brzucha. Oglądając filmik
    z dzieciakami na batucie „rżałam ze śmiechu jak nutria” :-)))

    OdpowiedzUsuń