chłopaki

chłopaki

niedziela, 26 grudnia 2021

Końcówka 2021

 (Wakacje, wakacje… i znowu jesienna deprecha

               Bardzo nie chciałabym przegapić choćby wspomnienia ostatnich wakacji, bo były naprawdę zarąbiste. Korzystając więc z chwili przymusowego siedzenia na tyłku w pociągu relacji stolica-dom, postaram się wrzucić słów kilka ku pamięci.

               Wyczekiwane bardzo długo, zainspirowane podróżami szwagra – tego lata zaplanowaliśmy wyjazd do Kotliny Kłodzkiej. Zaplanowaliśmy, to dużo powiedziane – znaliśmy cel i mieliśmy chęć. Na nic innego nie starczyło czasu przy całym tym kowidowym sajgonie. Jakimś cudem Pitowi udało się zaklepać kwaterę w Lasówce. Do wyjazdu odliczaliśmy dni, pakowanie odbywało się w dzikiem popracowo-wieczorowym tempie, ale udało się – ruszamy 😊.

               Nie za długo jednak potrwała euforia, bo ledwie 2 godziny od wakacyjnego startu  nasze dystyngowane francuskie oldschoolowe auto odmówiło posłuszeństwa. Pomoc drogowa, laweta do… Warszawy, prosto na (stary ale jary) Gocław – pod jedyny nam znany warsztat.)

---------------------------------------------------------------------------------------

To powyżej to moja zapisania „na brudno” ostatnia moja próba napisania czegoś na blogu – wrzesień. Z przyczyn mi nieznanych wciąż brakuje mi czasu / zacięcia do regularnego pisania. Potem od wielkiego dzwonu siadam i nie jestem w stanie ogarnąć niczego, bo chciałabym w jednym wpisie zawrzeć tak wiele. A wystarczyłoby krótko, chociaż jedno wspomnienie, jeden smaczek na tydzień wrzucić. Takie też będzie moje postanowienie noworoczne. Tymczasem coś na zakończenie tego roku - chaotyczne cokolwiek z bieżącego 2021.

A propos wakacji – tegoroczne zaliczam do jednych w najwspanialszych. Pomimo trudnego startu udało nam się dotrzeć do celu i zobaczyć wspaniały kawałek Kotliny Kłodzkiej. Oczywiście – widząc naszego złomka wciąganego na lawetę mieliśmy rzucić wszystkim w krew/piach i wracać do Lublina, ale na szczęście Kot przekonał mnie, żeby wypożyczyć auto. I pomimo początkowego oporu, że „oj, nie, przecież to tyle kasy pójdzie, trzeba odkładać, bo tyle wydatków, bo z pracą przecież nie wiadomo, bo remont, bo…” – przyznaję, że akurat ta rozpusta była bezdyskusyjnie dobrą decyzją. Szczeliniec Wielki, Błędne Skały, Czeskie ZOO, Skalne Miasto Adrspach, Orlica, Kłodzko, spacery po okolicach Lasówki, ogniska na kwaterze – tych wspomnień nie zabierze mi już nic. Uwielbiam wracać do tych zdjęć, rzut oka na magnesy na lodówce nierzadko poprawia humor podpsuty codzienną gonitwą. Było naprawdę cudownie i nie żałuję ani złotówki wydanej na wypożyczenie tego auta. Po Kłodzkiej, dzięki uprzejmości Bratowych spędziliśmy jeszcze kilka dni na działce w Ostrowie. Luz bluz, spacerki (nawet w deszczu), ogniska i wypady nad Białkę (lub inne okoliczne zbiorniki wodne, jak np. ten o urokliwej nazwie Gumienko).

Oprócz wspólnego wyjazdu chłopaki pojechali też pierwszy raz sami na kolonie – w Góry Świętokrzyskie. Jak sobie poradzili – cóż: wrócili cali i zdrowi, nawet nie pogubili za dużo rzeczy, odbyli masę wycieczek (w tym kilka bardzo długich pieszych), zaliczyli pierwsze dyskoteki, różne kolonijne konkursy (czystości… hue hue), a jedynym wspomnianym przez nich mankamentem było to, że do sklepu było za daleko. Bezdyskusyjnie zdobyli level-up w samodzielności (Jasiek na przykład dowiedział się bardzo szybko, że jak się idzie pod prysznic, to dobrze jest ze sobą wziąć ręcznik, bo inaczej wracasz do pokoju w mokrych ciuchach).

W telegraficznym skrócie, co więcej: był Festiwal Chonabibe, ale niestety przez bardzo deszczową/błotnistą pogodę i późną porę koncertu samych gospodarzy nie wszyscy skorzystali… Dzieciaki wzięły też (pomimo oporów tego najmłodszego) udział w błotnym biegu wytrzymałości. A po wakacjach powrót do rutynki szkolnej. Z nowości pozalekcyjnych Jasiek z Alą chadzają (jak łaskawie kwarantanna akurat nie złapie) na wspinaczkę (konkretnie bouldering), a Franek na hip hop i ostatnio też – tadam – na perkusję 😊. Co i czy z tego wyjdzie – zobaczymy. Na razie chodzą. Ja też zaszalałam, bo zapisałam się na hip-hop 30+ (tak tak, wiem…w moim wypadku to już raczej 40-, ale kto bogatemu zabroni :P). Mało tego, po kilku tygodniach wahania zmieszanego ze wstydem wróciłam też na popping (tak moi drodzy, ta stara kopa chodzi co środy na street dance’owe zajęcia dla nastolatków i ani mi się śni przestawać). No tak się jakoś śmiesznie ta historia zatacza kręgi, że ten taniec do mnie wraca (pierwszy raz do poppingu „wróciłam” we Wrocławiu u Popka, gdzie w wieku 27 lat szarpnęłam się na obóz taneczny dla młodzieży… oj było grubo…potem w Wawie trafiłam na Shineya, a teraz w Lublinie chodzę do Pitzka (którego pamiętam jeszcze jak wpadał do Odeonu – klubiku osiedlowego, do którego chodziłam na „electric boogie” na początku liceum). Jedyne czego żałuję, to że kiedyś odpuściłam i wsiąkłam w tzw. dorosłe życie, zapominając o pielęgnowaniu pasji. Ech gdybym mogła cofnąć czas….teraz pozostaje mi łapać to co jest i nie odpuszczać do samej emerytury. Kto wie, może otworzą jeszcze animację kultury dla seniorów (ze specjalizacją grandma street-dance 😉).

Poniżej kilka losowo wybranych fotek z drugiego półrocza 2021.










































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz