chłopaki

chłopaki

poniedziałek, 27 grudnia 2021

List w butelce

      Dzisiaj będzie intymnie, może nawet zbyt intymnie jak na bloga, ale chyba tego potrzebuję. Chcę napisać do siebie list w butelce, taki do odczytania przed następnymi świętami, inną „wielką” wymagającą przygotowań okazją, przed nadchodzącym nowym rokiem, lub tuż opuszczeniu wehikułu czasu, (po podróży wstecz oczywiście) jeśli takowy wymyślą. A może tak po prostu przed kolejnym dniem? Nauczże się wreszcie czegoś!

Zastanów się, czy aby na pewno trzeba… tyle tego kupować. Dobrze wiesz i czujesz, że tradycyjna rama dwunastu wigilijnych potraw (lub jakakolwiek inna „okazyjno-świąteczna” rama) – nie żebym kiedykolwiek faktycznie tyle zrobiła – jest stresująca i tak naprawdę niepotrzebna (do szczęścia). A wigilia to dopiero początek! Po co to wszystko? Przypomnij sobie, ile sama razy byłaś przed świętami w sklepie, ile razy wysłałaś z kolejną listą męża (bo akurat słuchaj śmietany i musztardy zabrakło, a tak przy okazji to weź jeszcze na w razie czego jakiś sok, bo jak przyjdą dzieci, a, no i jeszcze może przy okazji puszkę kukurydzy, i może na zapas majonez), ile na to wszystko poszło kasy. Tak serio: ile czasu, sił i hajsu zabrały te wszystkie przygotowania? Ile razy w trakcie tego szaleństwa odganiałaś od siebie znudzone dzieci, bo „znajdźcie sobie jakieś zajęcie, bo ja mam tu tyle roboty z tym ciastem (dopasuj odpowiednio: karpiem, sałatką, mięsem…bla bla bla) i nie mam czasu wymyślać wam zabawy. Ile razy byłaś tak umęczona po całym dniu (praca, ogarnianie domowe, zakupy, wieczorne przygotowania gastronomiczne) że nie byłaś w stanie wykrzesać z siebie sił, żeby im przez kwadrans poczytać do snu? Ile razy (ze zmęczenia? stresu? głupoty? – bo jakby nie patrzeć sama pozwoliłaś sobie na to, żeby jechać tym trybem) puściły ci nerwy i wylałaś na swoich bliskich swoje żółciowe żale w najgorszy z możliwych sposób „ja już nie mam do was siły, taki syf w tych pokojach, wszędzie się wszystko wala…ja w waszym wieku to całe mieszkanie odkurzałam, i wcale nie trzeba było mnie o to prosić…ile razy mam powtarzać, żeby rzucać tych cholernych butów byle gdzie… a plastik że do prawego kosza rzucamy do tak trudno ogarnąć?... wy nic nie potraficie sami znaleźć… czy wszystko naprawdę trzeba wam powtarzać po pięć razy, czy moglibyście sami coś wreszcie w siebie zrobić dobrze”… zażenowana? I dobrze, bo nie chcesz tego i dlatego piszesz do siebie ten list. Lubisz uszka? Ok – zrób uszka, tak naprawdę same uszka nie zajmą tak wiele. Ale czy aby na pewno cała reszta? Kiedy to zjesz? Naprawdę to zjesz? Dobrze wiesz, że już w „postną” wigilię będziesz pełna jak faszerowany karp. Wyobraź sobie (autentyk), że macie tyle żarcia, że przez całe święta nie spróbowałaś nawet bigosu… Jak to się stało? Tak naprawdę wystarczyłyby ci te cholerne uszka i bigos, no, może jeszcze fajna sałatka, (niekoniecznie ta najbardziej pierdogenna zamarynowana w majonezie, przecież wolisz sałatę i pieczone buraki). Zerknij teraz do lodówki, zapamiętaj ten widok, zapisz w pamięci uczucie (delikatnie mówiąc) przesadnej sytości, tego kaca – fizyczny to jeszcze pikuś, ale ten moralny… -  i zastanów się sześć razy przed kolejną wielką okazją, czy znowu tego chcesz. Czy znowu chcesz obudzić się za wcześnie z przytłaczającym uczuciem, że znowu tak naprawdę nie poświęciłaś w ogóle czasu dzieciom? Nie nie, spędzanie czasu na wybieraniu prezentów nie allegro się nie liczy. Usadzenie przed telewizorem, żeby się nie nudziły / nie przeszkadzały też nie. Zaganianie do sprzątania a potem ględzenie że źle to robią też nie. Czy naprawdę nie mogłabyś inaczej? Umiałabyś, przewartościuj tylko pewne sprawy. Nie wypchana lodówa, nie prezenty, nie wypucowany pokój, czy pachnący kibel. Wspólna zabawa, gra, rozmowa, nawet jakakolwiek czynność domowa zrobiona naprawdę wspólnie, z cierpliwością zarezerwowaną na dziecięce „nieogarnianie”. Nie taka na odwal między śledziem a pierogami, nie między myciem kibla i robieniem listy zakupów; a tzw. wspólna czynność domowa (na przykład sprzątanie) to nie wysłanie dzieci ze śmieciami przy okazji z ględzeniem że „was to o wszystko trzeba prosić po pięć razy, sami nic się nie domyślicie”. Ile razy starszy prosił, żeby z nim pograć gwiazdkową planszówkę? Nie miałaś czasu, bo jak idiotka szykowałaś kolejne jedzenie! Mieliście pośpiewać razem kolędy, i co? A teraz przypomnij sobie – ile razy już w trakcie świętowania – podeszłaś do dzieci, zagadałaś do nich („może już wystarczy tego grania” albo „a może byście coś zjedli” się nie liczy) tak naprawdę, ze szczerym zainteresowaniem, bo chciałaś spędzić z nimi trochę czasu na zabawie, grze lub rozmowie. Czy tylko dorośli goście się liczą i są warci uwagi, a dzieci to niech tam sobie coś robią… A teraz z grubej rury – ile wypiłaś wina/piwa? Pomogło ci to cokolwiek w prowadzeniu serdecznej kurtuazyjnej świątecznej rozmowy? A ile głupot walnęłaś przy stole, bo ze zmęczenia i upojenia pomyliłaś poczucie humoru z ponurym cynizmem? Jak głupio będzie dzisiaj hałasować wyrzucając te butelki po winie do pojemnika na szkło? Jak bardzo boisz się każdego dnia, że już zapadł im w pamięć na dobre twój wizerunek z kieliszkiem? Że to coś normalnego, „bo dorośli tak czasem robią”. Czujesz, że to złe, że nie tędy droga. Zawsze myślałaś, że u ciebie będzie inaczej: że nie dasz się wpędzić w koleiny tradycyjnej dorosłości, że będziesz zdrowa, ogarnięta i oryginalna, że będziesz żyć po swojemu. Pobudka -  właśnie znowu w wolny dzień obudziłaś się przed świtem z kacem, przeżarciem, niesmacznie dużym zapasem świątecznego żarcia, wstydem i poczuciem, że tak naprawdę nie poświęciłaś swoim bliskim żadnej wartościowej chwili. Który to już raz? Może jeszcze nie jest za późno? Skróć listę potraw, zakupów, „koniecznych” obowiązków, odstaw kieliszek, zagraj w planszówkę, zabierz na spacer, wysłuchaj, zainteresuj się, nie ględź. Weź się wreszcie obudź!




1 komentarz:

  1. Wrzuć luz, nie rób pod innych, bo może niekoniecznie tego oczekują, a bardziej sobie to wyobrażasz. Inni się nie obrażą, jeśli mają dobrze w głowie, a na pewno mają, będą za Tobą.
    A dzieci to tam sobie coś robią, jak widać na załączonym obrazku.

    OdpowiedzUsuń