Zgodnie z jednym z postanowień na ten rok (postanowienie chodziło po głowie od dawna, ale akurat roczny przełom jest chyba najlepszym power boostem ku jego spełnieniu) – piszę ponownie. Marzeniem moim będzie znaleźć czas, wenę i siły witalne, aby zostawić na blogu jakiś ślad chociaż raz w tygodniu. A jeśli nie na blogu – gdziekolwiek słowem pisanym (choćby pisząc dekoracyjnego smsa ;). Przecież to lubię 😊, a że próżność jedną z moich wad nadal jest, szczerze powiem też, że bardzo lubię wracać do starych zapisków. Ostatnio odkopałam jeden z wpisów z dzieciomową Jasia: „tidi mama tidi Siasia tidi cycy tidi lete”.
Dobra, koniec tych dygresji. No,
prawie koniec. Odwołując się do ostatniego listu w butelce, chciałam powiedzieć
tylko, że udało nam się zagrać w planszówkę (było naprawdę fajnie!), a dzisiaj
byliśmy na spacerze w Nałęczowie. Sylwestra spędziliśmy sami, na spokojnie. Kowidowe rodzinne klimaty pokrzyżowały imprezowe plany (niektórym również
wyjazdowe), ale na szczęście (póki co) żadna większa tragedia nikomu się nie
przydarzyła. Oby tylko takie „nieszczęścia” nas dotykały. Czas profilaktycznej
izolacji postanowiliśmy jednak spędzić z deka produktywnie, a mianowicie
pomalować Jaśka pokój.
Młodzian zażyczył sobie dość
finezyjny dobór kolorów, ale nawet nie to okazało się największym wyzwaniem w
projekcie „mamo odpicuj mi pokój”. Najpierw pomierzyłam ściany, potem zabrałam
Jaśka do lerła, nabraliśmy farb, taśm, wałków, pędzli, gładzi i innym
pacek/papierów ściernych. Zasięgnąwszy konkretnej telefonicznej porady u
specjalisty w temacie – Brada mojego kochanego - i obejrzeniu kilku
instruktażowych filmików - w czwartek rano przystąpiłam do prac remontowych
(tak tak, miałam wolne, dlatego pomyślałam, że to dobry moment na remont;
memont na remont? moment na roment :P – pasuje no nie?). Szybko okazało się, że
„tam gdzie odchodzi stara farba, to trzeba zdrapać”, w naszym wypadku nie
dotyczy kilku drobnych przestrzeni w newralgicznych miejscach, ale naprawdę
konkretnych połaci ścian Jaśkowych. Szybko więc zasuwałam ponownie do lerła po
obfitą dokładkę gładzi (póki co gotową, ale coś czuję, że przy Franka pokoju
pokuszę się o taką fachową do rozrabiania…btw – czy ma ktoś pożyczyć takie
specjalne mieszadło 😉?) i porządną pacę. Gdybym miała więcej
wolnego, to kto wie, czy nie pokusiłabym się o próbę regularnego dwukrotnego kładzenia
gładzi na całe ściany, ale uwzględniając czasowe możliwości poprzestałam na
dosztukowywaniu ubytków. No i przyznam, że łatwe to to nie jest. I zgodnie z tym
co mówił Brada - „przecieranie” dziur amatorsko zaszpachlowanych gładzią jest
zdecydowanie gorsze (zakwasy w bicepsach mówią same za siebie; przecierać to
można stolik z kurzu – ściany z gładzi szorujesz póki tchu wystarczy i ręce nie
odmówią posłuszeństwa). Na szczęście Kot stanął na wysokości zadania i zaraz po
korpo fajrancie dołączył do mojej ekipy remontowej ratując mnie w przedostatniej
fazie „przecierania”. Potem działaliśmy już razem: taśma malarska, malowanie sufitu,
kolory warstwa pierwsza, druga… w międzyczasie pocieszanie przy zwątpieniu/wkur**e,
że „te ściany takie krzywe / a tutaj to wszystko przebija / o a tutaj to k**
gładź odpada / cholerna farba lateksowa odrywa się razem z taśmą… itd 😊).
Aktualnie to Kot właśnie kładzie biel, podczas gdy ja produkuję się tekstowo
(pozostał czynny jeden wałek). Koniec
końców można powiedzieć, że jesteśmy na finiszu. Jutro pozostanie położyć
ostatnią biel i dosztukować niebieski w miejscach, w których barbarzyńsko
zabrała go taśma malarska. I powiem Wam tyle: pomimo krzywych ścian, odpadających
fragmentów gładzi/starej farby i całej masy innych towarzyszących naszej
amatorskiej pracy mankamentów – jestem naprawdę z nas dumna. Nic nie daje takiej
satysfakcji jak efekt własnej, robionej z nieprzymuszonej woli, pomimo różnorakich
przeciwnościom – Pracy. Niezmiernie cieszy mnie fakt, że chłopaki zobaczyli nas
w „remontowej” akcji, że sami mieli okazję pomachać wałkiem, i to, że Jasiek
będzie miał wreszcie taki niebieski pokój, o jakim marzył. A to, że nieidealnie? Well, that’s just the way
it is 😊
W momencie pisania:
W Nałęczowie (dzieci zlokalizowały źródło gorącej czekolady...):
Chłopaki Lubelaki :)
https://youtu.be/zDR-MRw1n48
OdpowiedzUsuń...i dobranoc Dzielnej Gromadce. Gratulacje i uściski :)