Koleżanka z pracy na Fuerte
Venturę, inny kolega do Taljandii, fryzjerka na Maltę – my do Kransobrodu. Dzień
po informacji o śmierci wujka. Jako słomiana wdowa, bo mąż został w domu/pracy przy,
mając przy okazji oko na początkowe fazy długo wyczekiwanego remontu. Z głową
pełną obaw (że samochód stanie po środku drogi/złapię gumę, że nie ogarnę sama
dzieci, że co ja tam będę robić, że czy zachowam spokój, jeśli któryś dostanie
tfu tfu gorączki, że czy z rodzicami się zgramy we wspólnym spędzaniu czasu, że
znowu będę cały czas marzła, że kwatera na pewno okaże się do bani …neverending
list), a raczej pomimo tych obaw wczoraj wyruszyliśmy i jesteśmy na miejscu. No
i kwatera rzeczywiście jest do bani, ale…
Za wcześnie na happy ending i
radosną puentę, ale chciałam chociaż tu i teraz, w trybie ekspresowym bez
rozbijania myśli na atomy, podzielić się ze światem naszym dzisiejszym
sukcesem, przetarciem pewnego szlaku, spełnieniem jednych z naszych małych
marzeń: MOJE CHŁOPAKI DZISIAJ PIERWSZY RAZ JEŹDZIŁY NA NARTACH :D
Dwa lata temu w Jaworkach nie
mieli jeszcze ochoty spróbować, rok temu w ogóle nie było okazji. Przez nasze codzienne
życiowe nieogarnięcie nigdy nie możemy skompletować, ani zorganizować, odpowiedniej
garderoby, wypożyczyć sprzętu – w ogóle cała ta logistyka narciarska w połączeniu
ze świadomością, że trzeba wszystkiego nauczyć się od początku + wywalić kupę
hajsu, trochę nas przerastała.
Wiedziałam, ze na stoku w Jacni
ludzie szusują, ale szczerze mówiąc jadąc tam nie wierzyłam, że chłopcy
finalnie będą chcieli spróbować, że uda się ogarnąć instruktora, sprzęt itd. Postanowiłam jednak zignorować mojego wewnętrznego
zrzędę, malkontenta, pesymistę i sknerę i szturmowym krokiem weszłam do biura
szkółki narciarskiej (z przeświadczeniem, że pewnie nie ma wolnych terminów,
albo że cena dla dwóch okaże się jednak zaporowa, albo że powiedzą że skoro całkiem
początkujący, to trzeba od razu 3 lekcje - czytaj 500 plus = 500 minus :P). „O
13 ze sprzętem i karnetem na 5 zjazdów tutaj” – rzekł pan, a ja z
niedowierzaniem udałam się do wypożyczalni. Pani instruktorka okazała się bardzo
sympatyczna (powitała Jaśka komplementując jego oczy), i jak widać – skuteczna 😊.
Chłopcy uradowani, zmęczeni, chcą więcej! Cieszę się niezmiernie. A
najbardziej, że udało mi się dzisiaj olać moją wewnętrzną drużynę cienia.
Dzielni chłopcy - po Mamie i Babci
OdpowiedzUsuń